Ukochani w Chrystusie Panu Siostry i Bracia!

Źródło kojarzy się zazwyczaj z czymś pozytywnym: czystością, orzeźwiającym chłodem, dobrym początkiem. Źródłem życia ludzkiego jest Bóg Stwórca. Ważne jest jednak również otoczenie źródła. Ma ono wpływ na jakość strumienia. U źródeł życia człowieka stoją jego rodzice: ojciec i matka.

Ks. Kardynał Stefan Wyszyński miał pobożnych rodziców. Każde z nich kierowało się własnymi duchowymi upodobaniami. Matka, Julianna, miała szczególne nabożeństwo do Tej, co w Ostrej świeci bramie. Ojciec, Stanisław, chętnie pielgrzymował do Częstochowy. Mieli się podobno nawet ze sobą spierać, która z nich jest skuteczniejsza. Cała rodzina codziennie klękała do różańca przed obrazami Matki Boskiej Częstochowskiej, Ostrobramskiej i Nieustającej Pomocy. Trudno więc się dziwić, że późniejszy dostojnik kościelny z tak dziecięcą ufnością zwracał się do Maryi, która w Polsce niejedno ma imię. Podczas swojej porannej modlitwy odbywał duchową pielgrzymkę po ojczystych sanktuariach: a to właśnie do Matki Miłosierdzia z Ostrej Bramy, do Łaskawej – patronki Warszawy, Tęskniącej ze Starego Powsina, Trzykroć Przedziwnej z Otwocka, Kalwaryjskiej.

Męstwa w życiu duchowym uczył się u ojca – wiejskiego organisty, który poza godzinami pracy spędzał wiele czasu wyprostowany, na klęczkach w kościele, nie zważając na chłód i zmęczenie. Od matki nauczył się systematyczności i szacunku do każdego człowieka. Stąd prawdopodobnie brała się jego samodyscyplina, której nie był w stanie zburzyć nawet pobyt w więzieniu. Stąd również jego walka o każdego człowieka i pełna taktu cierpliwość, gdy ten nawet bardzo błądził. 

Dom Wyszyńskich, choć nie należał do zamożnych, był jednak schludny i czysty, zawsze gotów na przyjęcie gości. To niewątpliwa zasługa matki, która przygotowywała korzystne miejsce do licznych spotkań, organizowanych przez ojca. A miał on zacięcie społecznikowskie: współorganizował straż ogniową, teatr ludowy, reorganizował ochronkę parafialną, pisał chłopom urzędowe pisma.

W domu nie brakowało książek. Była tam Biblia, żywoty świętych, książki przyrodnicze, historyczne i literatura piękna. Przebogata działalność księdza Stefana Wyszyńskiego nie wzięła się więc z nikąd. Miała solidne podstawy, inspiracje.

Pod okiem ojca, mały Stefan pobierał intensywne lekcje patriotyzmu. Znane były ich wspólne wypady do lasu, gdzie pod osłoną nocy oznaczali krzyżami i porządkowali mogiły powstańców styczniowych. W domu uczono historii Polski, na ścianach oprócz religijnych obrazów wisiały portrety Tadeusza Kościuszki i księcia Józefa Poniatowskiego. Na stole stał wysoki krzyż z pozytywką grającą melodię Jeszcze Polska nie zginęła.

Taką atmosferą oddychał młody Stefan i można powiedzieć, że było to szczęśliwe dzieciństwo, choć ciężko doświadczone śmiercią matki w 1910 roku. Jej wizerunek – pięknej, jeszcze młodej kobiety – będzie mu towarzyszył przez całe życie. Ośmielam się stwierdzić, że ona sama będzie przy nim zawsze. Ich więź, dzięki Świętych obcowaniu nigdy nie będzie przerwana. Co więcej pozwoli mu otworzyć się mocniej na więź z Chrystusem i Jego Najświętszą Matką. Ojcem mógł się cieszyć prawie do końca życia. Stanisław Wyszyński zmarł w wieku 94. lat.

Dobrze przeżywane więzi rodzinne otwierają na dalsze relacje osobowe. Nie inaczej było w przypadku ks. kardynała. Na jego biurku poczesne miejsce obok zdjęcia matki zajmował wizerunek kolejnej ważnej osoby w jego życiu: Matki Elżbiety Róży Czackiej.

Była symbolem środowiska, które obecnie określa się mianem Lasek.

Laski, to wieś znajdująca się na zachód od Warszawy na skraju Puszczy Kampinowskiej. Jej nazwa pochodzi od leszczyny (laska). Sama miejscowość jednak stała się znaną dopiero za sprawą Zakładu dla Ociemniałych (niewidomych) Dzieci, który tam znalazł swoje miejsce. Założycielką zakładu była właśnie Matka Elżbieta. Pochodziła z licznej rodziny o arystokratycznych korzeniach. Doświadczona ślepotą (w wieku 22 lat całkowicie straciła wzrok), nie zamknęła się w swoim nieszczęściu. Nauczyła się alfabetu Braille’a, zapoznawała się z najnowszymi osiągnięciami nauki o niewidomych, by wreszcie założyć w 1911 roku Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi. Jej staraniem powstawały w Warszawie kolejne dzieła: ochronka, szkoła powszechna, warsztaty braille’owskie. Otoczono opieką osoby niewidome porozrzucane po stolicy. Podczas I wojny światowej dojrzała w Róży Czackiej myśl o podjęciu życia zakonnego i powołaniu do życia nowego zgromadzenia sióstr oddanych pracy z osobami niewidomymi. Tak powstało Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, które istnieje do dzisiaj i wspaniale się rozwija. W 1922 wszystkie dzieła Matka Elżbieta przeniosła do odziedziczonego przez siebie majątku w Laskach. Do wybuchu II wojny światowej Laski stały się nowoczesnym ośrodkiem dającym niewidomym podstawy do samodzielnego, niezależnego finansowo funkcjonowania. Stały się również ośrodkiem duchowości franciszkańskiej pozwalającej z męstwem i pogodą ducha przyjmować niepełnosprawność, a jednocześnie rozświetlać ogromne obszary dużo gorszej, bo duchowej ślepoty w społeczeństwie.

Ks. Stefan Wyszyński po raz pierwszy zetknął się z Laskami w 1926 roku i odtąd zaczął współtworzyć to środowisko, a z czasem stał się jego możnym patronem. Dokonało się to za sprawą Ks. Władysława Korniłowicza – kierownika duchowego Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża. Nazywał tego Bożego kapłana ojcem.

Zetknął się z nim po raz pierwszy podczas wykładów w seminarium duchownym we Włocławku. Ks. Władysław był bowiem wybitnym znawcą filozofii tomistycznej oraz prawdziwym prekursorem zmian w liturgii, które już niebawem miały dokonać się za sprawą Soboru Watykańskiego II. Ponownie ich losy splotły się ze sobą podczas studiów ks. Wyszyńskiego na KUL-u. Ks. Władysław Korniłowicz był dyrektorem konwiktu, w którym mieszkali studiujący księża. Miał wielki wpływ na środowiska studenckie, na ich formację intelektualną. Dla inteligencji zrzeszonej w „Kółkach”, „Odrodzeniu” i innych był ojcem, duchowym opiekunem, ogromnym autorytetem. Nadał bardzo ważny, nowy rys duchowości Lasek. Poszerzył go bowiem o apostolstwo względem ludzi będących daleko od Boga. Dla nich, a także wszystkich pragnących pogłębić swoją wiarę stworzył dom rekolekcyjny. Dla wszystkich drzwi były szeroko otwarte. Przybywali więc tam narodowcy, komuniści, Polacy, Żydzi. Nikt nie był odrzucany, a wielu odnalazło w Laskach światło wiary w Jedynego Boga. Rysem charakterystycznym jego osobowości była umiejętność słuchania. Dla swoich penitentów zawsze miało słowo pocieszenia, unikał osądzania lecz bronił ich często przed nimi samymi. Wewnętrznie skupiony, ciągle zatopiony w modlitwie miał jakąś przedziwną łatwość do przechodzenia z tego stanu do aktywności. Wystarczyło, że ktoś poprosił o pomoc i rzucał wszystko, przerywając nawet rozpoczętą podróż. „Patrząc na jego styl posługiwania, bardzo często odnosiłem wrażenie, jakby Ojca w tym nie było, jakby on sam znikał” – pisał po latach Prymas. Ks. Korniłowicz „dawał nie z siebie, lecz z Chrystusa, z Tego, w którym był, w którego niejako sam się zamieniał”. „Wewnętrzna cisza i pokój, głęboki szacunek dla słowa, dla prawdy Bożej, przedziwna miłość do człowieka, świadomość sprawowania mandaty Bożego – -to wszystko tworzyło głębię ducha Ojca Korniłowicza”.

Dziś obie te postaci: Matka Elżbieta Róża Czacka i Ojciec, Ksiądz Władysław Korniłowicz noszą miano Sług Bożych, oczekują na beatyfikację. Ich postawa zaowocowała również w  życiu Ks. Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Jego wyobrażenie macierzyństwa, ojcostwa dojrzewało począwszy od solidnych podstaw, które uzyskał w domu rodzinnym. Dały w efekcie osobowość integralną, gotową do podjęcia ogromnych zadań zleconych kardynałowi przez samego Boga i Jego Najświętszą Matkę. Bogu w Trójcy Jedynemu niech będzie chwała a Maryi cześć. Amen.